Artykuł “Pamięć w Suio” autorstwa ks. Waldemara Turka ukazał się na łamach Tygodnika IDZIEMY (nr 6/2024). Za zgodą Autora i Wydawcy zamieszczamy go w całości na naszej stronie .
PAMIĘĆ W SUIO
ks. Waldemar Turek
Nazwa miejscowości Suio nic mi nie mówiła, mimo że we Włoszech mieszkam od wielu lat. Byłem zaskoczony, dowiedziawszy się, że to miejsce pierwszej bitwy o Monte Cassino.
Pod Suio 18 stycznia 1944 r., w trakcie pierwszej z czterech bitew o Monte Cassino, zginęło czterech polskich komandosów. W tym roku, czyli w 80. rocznicę tamtych wydarzeń – powiedzieli mi znajomi – zostanie odsłonięta tablica upamiętniająca.
Do Suio trzeba jechać z Rzymu samochodem jakieś dwie i pół godziny. Jest pochmurny poranek sobotni. Wjeżdżamy na autostradę w kierunku Neapolu. Mijamy okolice Castelli Romani, Anagni, klasztoru Monte Cassino. Pozostawiamy wygodną trzypasmową jezdnię, udając się w kierunku południowo-wschodnim, czyli oddalając się od słynnego opactwa benedyktyńskiego. Droga staje się coraz węższa, a miejscowości, malowniczo rozrzucone na wzgórzach – coraz rzadsze. Nie ma tu przemysłu, ale Suio okazuje się znanym centrum termalnym. Przyjeżdżamy przed czasem. To nawet lepiej – uznajemy – bo będziemy mogli obejrzeć zabytki i podziwiać widoki; miejscowość jest uroczo położona na górze. Jednak oglądanie i podziwianie utrudnia nam dokuczliwy, zimny wiatr.
BARWY POLSKIE I WŁOSKIE
Kierujemy się do maleńkiego, zabytkowego kościoła św. Michała Archanioła. Spotykamy się z naszymi znajomymi, Danutą Wojtaszczyk i Krzysztofem Piotrowskim, zamieszkującymi od wielu lat ziemię włoską. To ich inicjatywie zawdzięczamy tę uroczystość i tablicę. Pan Krzysztof nałożył oryginalny mundur żołnierza polskiego walczącego tutaj 80 lat temu. Wykonano go z wełny australijskiej – tłumaczy – która zimą ogrzewa, a latem ochładza. Uniform jest w doskonałym stanie. Do kościoła zaczynają przybywać goście i mieszkańcy. Dla tej miejscowości, która nawet nie jest siedzibą gminy, a jej populacja liczy siedemset osób, musi to być duże wydarzenie. Przybywa też spora grupa dzieci z nauczycielkami. Przynoszą papierowe chorągiewki, na których z jednej strony widzimy barwy narodowe włoskie, z drugiej – polskie. Jest wójt miejscowej gminy, jest duszpasterz Hindus, są przedstawiciele różnych instytucji.
Po powitaniu przez panią Danutę wychodzimy z kościoła i idziemy na mały plac za świątynią. Na murze jednego z budynków jest już kilka innych tablic. Wójt wraz z przedstawicielką polskiego konsulatu w Rzymie odsłaniają tablicę z wyrytymi na niej słowami po włosku i polsku: „Pamięci polskim komandosom, poległym pod Suio 18.1.1944 r. w pierwszej bitwie o Monte Cassino”. Poniżej podano ich nazwiska i imiona, poprzedzone stopniami wojskowymi: Stanisław Wołoszowski, Ferdynand Decker, Henryk Klajber, Stefan Słowiński. Jeszcze niżej dodano zdanie po łacinie: Bonum certamen pugnaverunt, nobiliter ceciderunt, które można przetłumaczyć: „Stoczyli dobry bój, szlachetnie polegli”; łatwo w nim dostrzec nawiązanie do słów Pawłowych: „W dobrych zawodach wystąpiłem” (2 Tm 4, 7).
HISTORIA DO ODKRYCIA
Tablicę święci ks. prałat Arkadiusz Nocoń, który od lat pracuje w watykańskiej Dykasterii ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów. Modlitwy odmawia w języku włoskim i polskim. Następnie składane są kwiaty, w tym od ambasady polskiej w Watykanie, od władz lokalnych oraz stowarzyszeń i organizacji patriotycznych. Przemieszczamy się później o kilka metrów, aby odsłonić okolicznościowy mural, ukazujący żołnierzy polskich walczących u stóp wzgórza, na którym miejscowy artysta przedstawił także główne zabudowania miejscowości.
Wracamy do kościoła. Dzieci odśpiewują hymn włoski; mamy cichą nadzieję, że spróbują odśpiewać także polski, jednak ten zostaje odtworzony z nagrania, zresztą w wersji bardzo uroczystej. Przemówień jest kilkanaście, głos zabierają Włosi i Polacy. Podkreślają rolę historii, tej wielkiej i tej mało znanej, ciągle do odkrycia, znaczenie bohaterstwa i wspólnej walki o wolność. Jeden z przemawiających Polaków podkreśla, że pamięta czasy w swojej ojczyźnie, okres Polski Ludowej, kiedy o bitwie o Monte Cassino nie można było zbyt głośno mówić. Sytuacja się zmieniła, ale przypominanie sobie i uświadamianie tego, że tylu ludzi o tę wolność walczyło, jest niezwykle ważne także dla obecnego pokolenia – konkluduje przemawiający. Inni mówią o długich i wielopłaszczyznowych relacjach, jakie od wieków istnieją między Polską i Włochami. Znajduje się także nawiązanie do słów z polskiego hymnu: „z ziemi włoskiej do Polski”, które w syntetyczny i symboliczny sposób ukazują donośność tych kontaktów.
STOCZYLI DOBRY BÓJ
Stanisław Wołoszowski, Ferdynand Decker, Henryk Klajber i Stefan Słowiński należeli do samodzielnej kompanii działającej pod brytyjskim dowództwem, która później stała się częścią II Korpusu Polskiego gen. Władysława Andersa. Jak relacjonuje Krzysztof Piotrowski, 17 stycznia 1944 r. natarcie wojsk alianckich nad rzeczką Garigliano w kierunku Linii Gustawa rozpoczęło pierwszą bitwę o Rzym. Polscy komandosi przekroczyli na łodziach desantowych Garigliano i przemieszczali się w stronę zabudowań miasteczka Suio. Tam rozpoczęli walkę ze stanowiskami niemieckiej obrony, wspomagając żołnierzy angielskich. Rano 18 stycznia Anglikom nie udało się opanować w rejonie Suio wyznaczonych wcześniej wzgórz. W tej sytuacji Polacy przejęli inicjatywę. Przy pierwszych promieniach wstającego słońca naszym żołnierzom udało się opanować część wznoszącego się stoku przy rozległym kamieniołomie.
Nie oznaczało to jednak w żadnym stopniu zakończenia walki, wszak w jednym z pobliskich folwarków znajdował się liczny oddział niemiecki. Wkrótce doszło do walki między pododdziałem niemieckim i komandosami dowodzonymi przez rotmistrza Wołoszowskiego. Niemców było znacznie więcej, a ponadto lepiej niż Polacy znali oni teren walki. Jako pierwszy z komandosów poległ Stefan Słowiński, na skutek postrzału w pierś. Trochę później został zastrzelony rotmistrz, gdy udzielał pomocy Henrykowi Klajberowi; tego w chwilę później ugodził śmiertelnym pociskiem niemiecki strzelec.
Śmierć szanowanego i lubianego rtm. Wołoszowskiego, pochodzącego z powiatu płońskiego na Mazowszu, który podczas Międzynarodowych Zawodów Konnych w Gdyni w 1937 r. zwyciężył, pokonując słynnego kapitana Theme z SS, w zaskakujący sposób dodała animuszu Polakom. Przybyła też pomoc ze strony drużyny komandosów pod dowództwem Adama Bachledy i rozpoczął się kontratak, w czasie którego pociskiem w czoło trafiony został Ferdynand Decker. Jednak już żadne siły nie były w stanie powstrzymać odważnie atakujących komandosów. Po godz. 10 Polacy stali się panami wzgórza, od którego zależało w znacznej mierze całkowite wyzwolenie Suio.
DALEKA JESZCZE DROGA
Polscy komandosi wykazali ogromny hart ducha, wyszkolenie i waleczność. Przez ponad rok prowizoryczne mogiły poległych żołnierzy były ulokowane przy szosie pod kamieniołomem w dolnej części Suio. Później ich ciała przeniesiono na cmentarz wojenny na Monte Cassino, na którym spoczywają do dzisiaj w oczekiwaniu na zmartwychwstanie ciał i życie wieczne.
Jednak droga do zdobycia Monte Cassino i otwarcia aliantom przejścia na Rzym była jeszcze daleka i najeżona wieloma przeszkodami. Drugie natarcie, już po zbombardowaniu klasztoru, miało miejsce w lutym tego samego 1944 r., trzecie w marcu, a decydujące w maju. Nic dziwnego, że bitwa ta, zwana także bitwą o Rzym, jest uznawana za jedną z najbardziej zaciętych w czasie II wojny światowej. W jakiejś mierze zaczęła się w niewielkiej, mało znanej miejscowości Suio, w której nasi komandosi odznaczyli się szczególnym bohaterstwem, a czterech z nich „szlachetnie poległo”.
(arb)
Commenti