STORIA

RZYM: 40. ROCZNICA ŚMIERCI KS. WALERIANA MEYSZTOWICZA

0

Czterdzieści lat temu, 29 maja 1982 roku zmarł w Rzymie ks. Walerian Meysztowicz. Z tej okazji przypominamy jego sylwetkę i polecamy autobiograficzne wspomnienia pt. „Gawędy o czasach i ludziach”. Poniżej zamieszczamy fragment artykułu prof. Karoliny Lanckorońskiej, w którym autorka pisze m.in. o tej właśnie książce. Przypominamy również “Przedmowę” samego Autora, któremu udało się utrwalić w swojej pracy „setki postaci, tysiące szczegółów, umiejscowionych w konkretnych okresach i scenerii…”, również tej rzymskiej.

BIOGRAM KS. WALERIANA MEYSZTOWICZA

Walerian Meysztowicz (ur. 24 IX 1893 w Pojościu pod Poniewieżem na Litwie, zm.  29 V 1982 w Rzymie); ksiądz, historyk, radca Ambasady RP przy Stolicy Apostolskiej. Był uczestnikem wojny polsko-bolszewickiej  w 1920, za co został odznaczony Krzyżem Virtuti Militari. Po kampanii wrześniowej 1939 r. na stałe osiadł w Rzymie. Po przystąpieniu Włoch do wojny przebywał wraz z ambasadorem Kazimierzem Papée w Watykanie. Był współzałożycielem (wraz z prof. Karoliną Lanckorońską) i prezesem Polskiego Instytutu Historycznego  w Rzymie, współpracownikiem wydawnictw, m.in. „Sacrum Poloniae Millennium” oraz „Antemurale”, autorem licznych artykułów i publikacji naukowych dotyczących historii, prawa oraz wydawnictw źródłowych (m.in. dot Archiwum Watykańskiego). Członek Polskiego Towarzystwa Naukowego na obczyźnie. Pozostawił dwutomowe wspomnienia, które są bezcennym źródłem wiedzy o jego czasach i współczesnych mu ludziach. Pochowany jest w Rzymie na cmentarzu Campo Verano w kaplicy kleru watykańskiego, w kościele polskim w Rzymie ma pamiątkowe epitafium. W Rzymie zmarł również jego ojciec Aleksander (1864-1943). Pochowany został na terenie Watykanu w kościele św. Anny.

RZYM – cmentarz Campo Verano – kaplica kleru watykańskiego. W lewym skrzydle tej kaplicy spoczywa ks. W. Meysztowicz. (fot. Agata Rola-Bruni)
RZYM – cmentarz Campo Verano – kaplica kleru watykańskiego. W lewym skrzydle tej kaplicy grób ks. W. Meysztowicza (fot. Agata Rola-Bruni)
RZYM – kościół polski pw. św. Stanisława B.M. – epitafium ks. W. Meysztowicza (fot. Agata Rola-Bruni)
Watykan – kościół św. Anny – tablica grobowa Aleksandra Meysztowicza (Źródło: “Poszło z dymem. Gawędy o czasach i ludziach” Wyd. Londyn 1973)

PROF. KAROLINA LANCKOROŃSKA O WSPOMNIENIACH KS. W. MEYSZTOWICZA

Dziennik Polski i Dziennik Żołnierza z dn. 10 czerwca 1982 r.

Karolina Lanckorońska

„Ks. Walerian Meysztowicz” (fragm.)

Na coraz częstsze prośby i namowy przyjaciół, by ks. Walerian Meysztowicz napisał pamiętniki, reagował negatywnie. Wreszcie zgodził sie skreślić wspomnienia o osobach, które w życiu spotkał. Miał zamiar wydać książkę pt. „Ludzie, których znałem”. W czasie pisania rozrosła się – tylu przecież znał, aż wreszcie powstały 2 tomy, wydane w latach 1973 i 1974.

Tom I „Poszło z dymem” zawiera 60 miniaturowych portretów ludzi najbliższych lub spotykanych od pierwszych lat szczęśliwego dzieciństwa w rodzinnym Pojościu, poprzez szkoły petersburskie aż do wojny. Czytelnicy, tak na emigracji jak w kraju, ciepło przyjęli ten tomik. Ujął ich słoneczny urok nieistniejącego już świata młodości autora, świata nieraz bliskiego atmosferze Soplicowa, ujął blask zwycięskiej wojny, który się odbija w portretach jej bojowników, od najmniejszych do wielkich, od Misiuka do Marszałka. Ten ostatni szkic należy do najbardziej oryginalnych i najlepszych.

Tom II „To co trwałe” przedstawia głównie postacie rzymskie, począwszy od sześciu papieży, śmiało i szczerze narysowanych. Dziś, gdy 89-letni senior rzymskiej Polonii odszedł, ten obraz jego Rzymu staje się jeszcze cenniejszym źródłem.

Z obu tych tomów, z tych szkiców ludzi i spraw z nimi związanych przebijają poglądy autora, zawsze indywidualne, zawsze tak bardzo niedzisiejsze, przedstawione z absolutną szczerością i prostotą «jakby nie mogło być inaczej». Polszczyzna jest także prosta a przy tym niezmiernie bogata. Ten język to jeden z rzadkich darów dla dzisiejszego czytelnika.

91 małych, tak różnych wizerunków tworzy jedną harmonijną całośc. Dają obraz oryginalnej barwnej osobowości autora ks. Waleriana Meysztowicza, której urok żywo odczuwali też liczni goście na via degli Scipioni. Do nich należał kardynał Wojtyła. Toteż ostatnią wielką radością dla ciężką już niemocą złożonego, był dzień 3 stycznia, odwiedziny Jana Pawła II.

Ksiądz Meysztowicz umarł w Rzymie 29 maja 1982.

Okładki dwutomowych wspomnień ks. W. Meysztowicza (wyd. Londyn 1973 – I t. i 1974 – II t.)

W drugim pośmiertnym wydaniu wspomnień z 1983 roku redaktorzy napisali:

Ks. Walerian Meysztowicz zmarł 29 maja 1982. Jego „Gawędy o czasach i ludziach” (I – „Poszło z dymem”, 1973; II – „To co trwałe”, 1974) wyszły dawno. Nakład jest zupełnie wyczerpany.

Postanowiliśmy je obecnie wydać na nowo. Skrócilismy trochę, by całość zmieścić w jednym tomie. Opuściliśmy kilka sylwetek, które samego autora mniej interesowały. Dodaliśmy jeszcze jedną „gawędę”, która wyszła później w „Wiadomościach” londyńskich, indeks osób i miejscowości oraz fotografie. Zakończyliśmy tekstem przemówienia ks. Meysztowicza z okazji Święta Niepodległości w 1966 r. Zauważone oczywiste pomyłki poprawiliśmy.

[Podpisali] Karolina Lanckorońska, Aleksander Bystram

Okładka II (jednotomowego) wydania wspomnień ks. W. Meysztowicza poprawionych i uzupełnionych (na okładce autoportret autora). Wyd. Polska Fundacja Kulturalna, Londyn 1983.

Londyńskie wydania “Gawęd o czasach i ludziach” z roku 1973, 1974 i 1983 można obecnie kupić już tylko w antykwariatach. Dostępne są natomiast późniejsze wznowienia, np. Wydawnictwa LTW.

Okładka wspomnień ks. W. Meysztowicza – Wydawnictwo LTW

PRZEDMOWA KS. W. MEYSZTOWICZA DO WSPOMNIEŃ “GAWĘDY O CZASACH I LUDZIACH”*

Nie chciałem pisać pamiętników, choć mnie do tego namawiano. Nie chcę zacząć: „urodziłem się”, nie wiedząc nawet, kto zakończy pisanie, pisząc „umarł”. „Znałeś tylu ludzi, byłeś świadkiem tylu wydarzeń, tyle wiesz o latach minionych, które toną w niepamięci fali: pisz!”. Uległem przez słabość. Tylko zamiast pamiętnika zabrałem się do pisania o ludziach, których znałem.

Z góry przekreśliłem zamiar ułożenia wszystkich notatek w jedną, trzymającą się całości opowieść, bez powiązania z innymi. Puściłem niektóre do druku: poszły do „Wiadomości” osobno, jako nowelki. Publiczność chwaliła.

Przyjąłem dwie zasady: nie pisać o żyjących, a o zmarłych albo nie pisać nic, albo dobrze. Myślałem, że ta druga zasada będzie trudna do zastosowania: tyle złego wie się o bliźnich. Okazało się jednak, że wcale nie jest trudno zamilczeć o tym; i to dla tej przyczyny, że paskudne czyny nie są ciekawe, nie są warte opowiadania: ten czy tamten pił lub łajdaczył, ta czy owa prowadziła się mniej chwalebnie… o czym tu pisać? Łatwo pominąć milczeniem takie sprawy.

Pisałem w wolnych chwilach. Bywałem w różnych nastrojach, byłem zajęty myślami o tym i tamtym świecie, o sprawach naszej galaktyki i naszej kuli ziemskiej, o dziejach Europy, Polski, województwa, powiatu – i ta różnica nastrojów i myśli sprawia, że moje zapiski o ludziach są niejednostajne, są zależne od moich chwilowych usposobień; są długie i krótkie, mniej lub więcej szczegółowe, liryczne lub chłodne – pobieżne lub dokładne. Myślę, że choć mnie nieraz ponosiła wyobraźnia – tak podobna do pamięci – fałszu w tych zapiskach nie ma.

Postanowiłem pisać to, co pamiętam, nie sprawdzając pamięci w źródłach. Wiem, że są powtórzenia: te same wydarzenia dotyczą nieraz kilku osób i powinnyby być przy każdej opisane. Byleby pamięć nie zawiodła, wyobraźnia nie poniosła, byleby nie było w nich jawnych sprzeczności.

Zebrała się tych moich zapisków o ludziach duża skrzynia. Policzyliśmy: jest ich 88! Przepisano je raz i drugi na maszynie. Sprawdziliśmy, poprawiliśmy. Wreszcie trzeba je było jakoś ułożyć. Jaką tu przyjąć zasadę podziału i układu? Belferski nawyk woła o logikę. Ale jakże logicznie ustawić tłum ludzi. Może według hierarchii społecznej, d’après la liste, dyplomatycznie: naprzód papieży, potem monarchów, potem książąt Kościoła i książąt krwi – kończąc na takich, którzy żadnej nie mieli rangi? Nie wiem, co się we mnie takiemu szeregowaniu ludzi sprzeciwiło. Tak nie szło. Więc może najlepiej ułożyć notatki według czasu, w którym powstały? Cóż, kiedy kartki tak się przemieszały, że nie wiem, którą kiedy pisałem. Słyszę, że ktoś podobne zapiski ułożył według alfabetu. Buchalterią to pachnie. Więc ułożyłem te opowiadania według okresów mojego własnego życia, według tego, do którego z tych okresów opisywane osoby pasowały.

Jest okres dzieciństwa i wczesnej młodości w rodzinnym Pojościu, potem okres petersburski, potem wojna, potem Wilno, w końcu okres najdłuższy – rzymski. Można by było tak działy zatytułować: Pojoście – Petersburg – wojna – Wilno – Rzym. Ale nie chciałem się tym podziałem wobec czytelnika wiązać. Więc działy nie mają tytułów ani numerów. Dat znajdzie się w tych notatkach niewiele: pozapominałem o nich, zostały zarysy charakterów na tle różnych okresów historycznych.

Kto jest tej całej pisaniny głównym bohaterem? Teraz, gdy patrzę na zebrane arkusze, myślę, że jest nim mój kraj rodzinny: dawna, zapomniana Rzeczpospolita Obojga Narodów, a w niej Wielkie Księstwo Litewskie. Dziś jest ono dla wielu tylko wspomnieniem historycznym. Dla mnie było ono żywą rzeczywistością. Rzeczywistą też była ta warstwa społeczna, która Rzeczypospolitej przed rozbiorami nie obroniła, lecz potem cały stuletni wysiłek włożyła w odbudowę Polski. Litwy jednak odbudować nie potrafiła, ani się związać z nową pomniejszoną, narodową Rzeczpospolitą Litewską. Jest w moich zapiskach trochę materiału dla kogoś, kto by chciał napisać epitafium dla „żubrów”, dla tej warsty ziemian, która przez kilka wieków przewodziła wielkiemu i pięknemu krajowi. Ale nie tylko o Litwie jest w moich zapiskach mowa. Samo wspomnienie o Piłsudskim daleko poza Litwę sięga, nie mówiąc już o wspominkach petersburskich ani tym bardziej o rzymskich.

Chciałem pisać o ludziach, których znałem – napisałem i o takich, których znałem tylko ze słyszenia. Nie chciałem pisać o sobie. Mimo to te zapiski to prawie autobiografia. Rachunek z tak wielu lat jest raczej smutny. Tak długie życie, tyle możliwości, tak mało dokonań! Kilkaset arkuszy zaczernionych drukiem, nieważnych, niewiążących. Nie zakończę tej książki – a jest to chyba ostatnia, którą piszę – żadnym Exegi.  Więc tylko: „Nie nam, Panie, nie nam – ale Imieniowi Twemu”.

W końcu: dzięki tym, którzy mnie zachęcili i którzy mi pomogli: Profesor Karolinie Lanckorońskiej, Pani Wandzie Wyhowskiej De Andreis, Pani Marii Natansonównie, Aleksandrowi Bystramowi. I innym.

*Na podstawie edycji Wyd. LTW

Przypominamy, iż 25 sierpnia br. przypada 20. rocznica śmierci prof. Karoliny Lanckorońskiej. Podobnie jak ks. W. Meysztowicz, Pani Profesor została pochowana w Rzymie, na cmentarzu Campo Verano, w kwaterze sąsiadującej z kaplicą kleru watykańskiego. Jest jeszcze czas, aby odpowiednio przygotować na tę rocznicę grób Pani Profesor.

Oprac. Agata Rola-Bruni

Agata Rola-Bruni
Giornalista, appassionata dell'arte e della natura, ricercatrice nel campo di "momenti polacchi" a Roma.

    Św. Jan Paweł II w Dolinie Aosty

    Precedente articolo

    O zbiorach Biblioteki Stacji Polskiej Akademi Nauk w Rzymie

    Prossimo articolo

    Potrebbe piacerti anche

    More in STORIA

    Commenti

    I commenti sono chiusi.