Kompania polskich komandosów w bitwie o Suio w styczniu 1944.
Se vuoi leggere in italiano clicca qui: Commandos polacchi in Operazione Panther – la battaglia di Suio 1944
Zwycięstwo oddziałów 2. Korpusu Polskiego odniesione podczas Operacji Honker w maju 1944 roku, a zwieńczone zdobyciem Klasztoru Montecassino nie było jedynym udziałem Żołnierza Polskiego podczas czterech krwawych bitew o Monte Cassino. W historiografii częstokroć pomija się udział 1. Samodzielnej Kompanii Commando (6 Troop, No. 10 Inter-Allied Commando) walczącej w styczniu 1944 roku nad Garigliano podczas pierwszej bitwy o Rzym.
10 stycznia 1944 roku Samodzielna Kompania Commando nagłym rozkazem dowódcy 78. Dywizji Piechoty opuściła górski odcinek frontu nad rzeką Sangro. W Pescopennataro i Capracotta (czyt. również „Kompania polskich komandosów w Capracotta i Pescopennataro”) pozostał jedynie rzut likwidacyjny złożony z siedmiu komandosów, a piesza kolumna żołnierzy kpt. Władysława Smrokowskiego skierowała się w kierunku Agnone.
Przeczytaj koniecznie: Włochy: W Suio upamiętniono czterech polskich komandosów poległych w pierwszej bitwie o Monte Cassino
Tego dnia transportem samochodowym polscy komandosi dotarli jeszcze do Carpignone, gdzie spotkali belgijski oddział commando (4 Troop, No. 10 Inter – Allied Commando). Tutaj gen. C.A. Keightley podziękował komandosom obu kompanii za służbę nad Sangro, a następnie pożegnał ich przed wyruszeniem na zachodni odcinek frontu objęty przez 5. Armię Amerykańską.
12 stycznia przewieziono polskich komandosów wielokilometrową trasą przez Vinchiaturo, Lucera, Avellino, Aversa nad Morze Tyrreńskie na pograniczu regionów Kampanii i Lacjum. Na wstępne miejsce postoju Kompanii wyznaczono miasteczko Villa Litterno położone w rozległej dolinie naprzeciw masywu górskiego Aurunci, oddzielonego wartkim nurtem rzeki Garigliano.
10 Korpus Brytyjski gen. Richarda McCrerry’ego realizował w tym czasie wraz z innymi dywizjami 5. Armii ostatnie przygotowywania do planowanego natarcia na ponad 30 kilometrowym odcinku frontu od Morza Tyrreńskiego po wzgórza na północny-wschód od Cassino.
W planie skoordynowanego ataku przygotowane również było wysadzenie wielkiego desantu w Anzio i Nettuno, który miał zbliżyć Aliantów do Rzymu i zagrozić szlakom komunikacji niemieckiej, którymi zaopatrywano ich główne siły na Linii Gustawa.
Ze względu na rozmach przygotowanej operacji i plan działań zaczepnych 2 Special Service Brigade została przeniesiona ze składu 8. Armii Brytyjskiej nad Morze Tyrreńskie, a brygadier T. Churchill zaangażowany został w operację lądowania pod Anzio i w obszarze działania 10. Korpusu Brytyjskiego nad Garigliano. Pierwszą Samodzielną Kompanię Commando podporządkowano 56. Dywizji Piechoty „The Black Cat Division” i wyznaczono zadanie dokonywania głębokich wypadów poza liniami obrony nieprzyjaciela. Głównym celem działań polskich komandosów miało być niszczenie punktów dowodzenia i łączności oraz dezorganizowanie zaplecza obrony niemieckiej w okolicy miasteczka Castelforte.
W ramach Operacji Panther 10. Korpusowi Bryt. wyznaczono utworzenie przyczółka na płn. brzegu rzeki Garigliano pod Minturno i Castelforte. Manewr ten miał ogólnie związać siły niemieckie na tym odcinku, dezorganizując obronę i uniemożliwiając wysłanie odwodów do powstrzymania 6. Korpusu Amerykańskiego gen. Lucasa lądującego pod Anzio. 10 Korpus miał też osłaniać od zachodu główne uderzenie 2. Korp. Amerykańskiego , którego zadaniem było sforsowanie rzeki Gari pod miasteczkiem Sant’Angelo in Theodice i rozwinięcie natarcia w Dolinie Liri skierowanego celem parcia na północ i zdobycia Rzymu.
Tymczasem siły Francuskiego Korpusu Ekspedycyjnego gen. A. Juina na płn. – wsch. od Amerykanów miały wykonać manewr oskrzydlający w kierunku Atina i osłaniać ich prawe skrzydło natarcia.
Dowódca 10. Korpusu Brytyjskiego gen. McCreery wyznaczył dwa kierunki uderzenia własnych oddziałów. 5 Dywizja Piechoty gen. Gerarda Bucknalla miała nacierać pomiędzy Tufo a Castelforte w kierunku San Giorgio a Liri natomiast 56 Dyw. Piechoty gen. Geralda Templera miała za zadanie opanowanie strategicznie ważnych wzgórz na płn. – wsch. od Castelforte i rozwinięcie ataku w kierunku Sant’Ambrogio sul Garigliano. W planie operacyjnym do przedłużenia natarcia 56. DP wyznaczono jednocześnie 46. Dyw. Piechoty gen. Johna Hawkeswortha.
Przeciwnikiem sił 10. Korp. Bryt. w sektorze natarcia „The Black Cat Division” była 94 Dyw. Piech. gen. Bernarda Steinmetz’a z czołowymi 274. Pułkiem Grenadierów w rejonie Scauri – Minturno i 276. Pułkiem Grenadierów z pierwszym batalionem pomiędzy Monte Castelluccio a Monte Purgorio. Przy czym, drugi batalion 276. Pułku Gren. utrzymywał linię obrony w rejonie Suio i Castelforte.
W nocy z 16 na 17 stycznia 1944 r. polska kompania commando przeszła z Sessa Aurunca do rejonu wyczekiwania przed atakiem około kilometra na północ od miasteczka Lauro. Do kapitana Smrokowskiego przybył tutaj dowódca 56. Dyw. Piech. formułując zadania wyznaczone polskim komandosom. Obejmowały one sforsowanie Garigliano za czołowymi oddziałami 2/5 Queens Regiment (ze 169. Infantry Brigade), a po zdobyciu przez nie wzgórz dominujących nad rzeką komandosi mieli skrycie przedostać się na tyły nieprzyjaciela i dokonywać przez dwa dni ogólnej dywersji na zapleczu ich obrony.
Łączność radiową dowódca kompanii utrzymywał z dowództwem brytyjskim przy użyciu radiostacji wz. 18 natomiast łączność wewnątrz kompanii utrzymywano za pomocą gońców i radistacji wz. 37. Dodatkowo na czas Operacji Panther przydzielono polskiej kompanii commando 6 gołębi pocztowych do przesyłania meldunków na piśmie, by uniknąć podsłuchu przeciwnika.
Krwawe Suio
17 stycznia wieczorem o godz. 20 natarcie 5. Armii Ameryk. nad Garigliano zainaugurowało trawjące ponad godzinę silne przygotowanie artyleryjskie, pod którego osłoną wyznaczone oddziały pierwszoliniowe przystąpiły do ataku na Linię Gustawa. Rozpoczynano tym samym pierwszą bitwę o Rzym.
Po przekroczeniu na łodziach desantowych rzeki Garigliano polscy komandosi w ciemnościach styczniowego wieczoru skierowali się wzdłuż białej taśmy sygnalizacyjnej umieszczonej przez poprzedzających Brytyjczyków w stronę najbliższych zabudowań miasteczka Suio.
Przed ponad trzystu laty dokładnie w tym samym pamiętnym miejscu pod Suio 28 grudnia 1503 roku rzekę Garigliano przekroczyły hiszpańskie siły Córdoby walcząc przeciw oddziałom francuskim pod Castelforte i Traietto (Minturno).
Tymczasem, żołnierze kpt. Smrokowskiego zmierzając wyznaczonym przez saperów przejściem wkroczyli na rozległym polderze do sadu pomarańczy, który okazał sie być silnie zaminowaną pułapką. Wymusiło to konieczność zmiany kierunku natarcia po utracie czterech rannych na polu minowym.
„Szperacze pierwszego plutonu ruszyli naprzód i zaczęli wchodzić między drzewa. Księżyc wznosił się już ponad horyzont i słabą poświatą oblał polanę, a nawet wnętrze sadu, w którym drzewa stojące równymi rzędami ledwie dźwigały olbrzymie, soczyste pomarańcze. (…) Nagle huk rozdarł powietrze…I zaraz potem jęk: – O Jezu, koledzy…Nie zobaczymy się więcej…Konrad, dobijcie mnie…(…) Doktor Świtalski przebywający przy dowódcy kompanii przedzierał się do przodu. Za nim dwóch sanitariuszy, Anglików, z noszami.(…) Wtem nowy huk rozdarł powietrze”.
(M. Zajączkowski „Sztylet komandosa”)
Goniec wysłany przez kapitana Smrokowskiego do dowódcy 169. Brygady, znajdującego się w rejonie przeprawy przez Garigliano po powrocie przekazał rozkaz wsparcia piechoty brytyjskiej, która zaległa pod ogniem broni maszynowej i moździerzy w rejonie zabudowań przy szosie równolegle położonej do koryta rzeki.
Po dotarciu do miejsca zalegnięcia Brytyjczyków i pierwszych zabudowań miasteczka Suio na zachód od sadu pomarańczy polscy komandosi przejęli zadanie poprzedników jako oddziału szturmowego wdając się w walkę ze stanowiskami niemieckiej obrony.
Pierwszy skokiem przekroczył szosę st. strz. Konrad Brauliński, a st. strz. Ber Rozen wykorzystując odwrócenie uwagi niemieckiego gniazda broni maszynowej poderwał do ataku Anglików i zlikwidował nieprzyjacielskie stanowisko, otrzymując za ten czyn jako pierwszy Polak brytyjskie odznaczenie Military Medal.
„Starszy strzelec Rozen podczołgał się do dowódcy plutonu i przedstawił mu swój projekt. – nie to niemożliwe – odparł Anglik – Mamy zbyt duże starty i nie możemy ryzykować. W tej chwili nowa seria poszybowała w stronę mostu. Zmarnować taką okazję. Odepchnął angielskiego porucznika i krzyknął głośno: – Za mną, chłopcy! Na tego szwaba! – I przesadził jednym skokiem murek. Z dziesięciu Anglików poderwało się za nim’’.
(M. Zajączkowski „Sztylet komandosa”)
18 stycznia do godz. 3.30 nie udało się czołowemu batalionowi Queens wykonać zadania opanowania w rejonie Suio wyznaczonych wzgórz, ani nawet wkroczyć na ich południowe stoki. Teraz Polacy mieli przejąć inicjatywę i uderzać jako oddział przełamujący na rozkaz dowódcy 169. Bryg. Piechoty płk. Lyne.
Około godz. 4.30 nad ranem komandosi całkowicie przejęli zadanie poprzedzającego oddziału Brytyjczyków i wkroczyli na stromy stok wzgórza celem jak najszybszego opanowania dominującego grzbietu, z którego wraz z nadchodzącym świtem nieprzyjaciel uzyskiwał pełny wgląd na przeprawę na rzece Garigliano.
W brzasku pierwszych promieni słońca kpt. Smrokowski pośpiesznie rozdzielił kolejne zadania dla poszczególnych plutonów Kompanii, a opanowana przez komandosów część wznoszącego się stoku przy rozległym kamieniołomie została około godz. 6.30 przekazana żołnierzom 2/5 batalionu Queens.
Drugi pluton wyznaczony został przez dowódcę polskiej kompanii do ataku na wprost, zmierzając w stronę podłużnego grzbietu górskiego. Pierwszy pluton i pluton dowodzenia na lewej flance skierowany został w kierunku ufortyfikowanej w średniowieczu zabudowy Suio. Jednocześnie do spenetrowania na północny-wschód płaskowyżu Valle Zintonia i następnie opanowania powyżej Monte Valle Martina wydzielony został patrol rotmistrza Stanisława Wołoszowskiego złożony z 8 komandosów.
Już na wstępie, podczas wykonywania tych działań wzięto do niewoli obsługę moździerza w jarze na zachód przy kamieniołomie i wyeliminowano punkt obserwatora artylerii. Oczyszczono również rozległy stok z pojedynczych stanowisk nieprzyjaciela.
Opuszczoną pośpiesznie przez Niemców zabudowę miasteczka Suio ostrożnie spenetrował i jako pierwszy oswobodził pluton por. Czyńskiego, kierując się następnie na wschód celem osiągnięcia dominującego grzbietu. Starsi strzelcy Brauliński i Kaszubski zostali tymczasem wyznaczeni do nawiązania kontaktu z patrolem ppor. Antoniego Zemanka.
Wydzielony pododdział rtm. Wołoszowskiego dotarł w niedługim czasie do podłużnego grzbietu na Monte Valle Martina (223 m n.p.m.), gdzie rozpoznano niewielki domek z przebywającymi tam pasterzami. Gestykulując starali się oni w przestarchu tłumaczyć, iż w oddalonym zaledwie o kilkaset metrów osiedlu folwarcznym znajduje się liczny oddział niemiecki. W międzyczasie zachodnim skrajem grzbietu do patrolu rtm. Wołoszowskiego zbliżyło 4 komandosów z drużyny ppor. Zemanka nie osiągając najbliższej styczności, a pozostając jako ubezpieczenie na lewej flance.
Na przeciwstoku w odległości zaledwie kilkudziesięciu metrów dostrzeżono zbliżający się pododdział niemiecki i komandosi natychmiast przystąpili do ataku.
Na podchodzącego nieprzyjaciela pierwszy rzucił się strzelając z brena i dając przykład rtm. Wołoszowski. Za nim natarli pozostali komandosi. Starszemu strz. Braulińskiemu zaciął się Thompson i krzycząc biegł on nadal na najbliżej znajdującego się przeciwnika, który nie spodziewał się tak zaciętego ataku. Tym sposobem Brauliński wziął do niewoli pierwszych jeńców niemieckich.
W czasie starcia patrolu rtm. Wołoszowskiego z patrolem nieprzyjaciela ppor. Zemanek cofnął się ze swoją drużyną o kilkaset metrów. Natknął się tutaj na zbliżający się pośpiesznie pluton por. Andrzeja Czyńskiego, któremu kpt. Smrokowski wydał rozkaz wsparcia żołnierzy rtm. Wołoszowskiego i bezwzględnego utrzymania za wszelką cenę grzbietu Monte Valle Martina. Ppor. Zemanek natychmiast zawrócił w stronę domku na wzgórzu, skąd dochodziły odgłosy wzmagającej się wymiany ognia. Porucznik Czyński tymczasem zajął wyniosłość terenu na zachód od miejsca, gdzie starli się komandosi z kontratakującym nieprzyjacielem.
Z pojedynczych zabudowań w Valle di Suio za niemieckim patrolem rozpoznawczym, który wstępnie starł się z Polakami, wyszedł kontratak około 40 żołnierzy. Wykorzystali oni przewagę liczebną oraz dobrą znajomość terenu i rozpoczęli stopniowe wypieranie patrolu rtm. Wołoszowskiego z wyniosłości terenowej położonej na wschód od domku pasterskiego.
W międzyczasie, około kilometra na zachód na grzbiecie górskim wzmocniony pierwszy pluton wdał się w wymianę ognia z ukrytymi stanowiskami broni maszynowej i strzelców wyborowych przeciwnika, którzy w tym terenie skutecznie paraliżowali jakikolwiek ruch. Przez ten ogień przedostali się jednak do kapitana Smrokowskiego gońcy Deorocki i Brauliński powiadamiając o ciężkiej sytuacji i zaciekłej walce toczonej przy domku na Monte Valle Martina. Natychmiast do wsparcia patrolu rtm. Wołoszowskiego wysłano drużynę z drugiego plutonu pod dowództwem por. Stefana Zalewskiego, a pluton pierwszy wykorzystując zasłony terenowe skierował się na przeciwległy południowy stok górującego Monte Natale celem zagrożenia z flanki niemieckim rezerwom wychodzącym do kontrataków z zabudowań folwarcznych w Valle di Suio. Już po pokonaniu kilkudziesięciu metrów, na przedpolu pierwszego plutonu por. Czyńskiego doszło do zaciętej wymiany ognia i zostało rannych kilku komandosów. Niemcy skutecznie wykorzystali przewagę w obserwacji z górującego Monte Natale i powstrzymywali przemieszczanie się atakujących.
Niskie kamienne murki wokół domku na Monte Valle Martina nie dawały wystarczającej osłony komandosom broniącym się przed przeważającym liczebnie przeciwnikiem. Nacierający z pobliskiej wyniosłości terenowej Niemcy uruchomili ogień z broni maszynowej i karabinów snajperskich. Wywiązała się walka na najbliższe odległości o panowanie na grzbiecie Monte Valle Martina. W bezpardonowym starciu na najbliższe odległości padali liczni ranni i zabici po obu stronach. Starszy strz. Stefan Słowiński był pierwszym komandosem na Monte Valle Martina, który otrzymał śmiertelny postrzał w pierś. Podczas tej walki kompanijny strzelec wyborowy Zenon Kaszubski, jako pierwszy polski komandos użył sztyletu w bezpośrednim zwarciu z przeciwnikiem zadając mu śmiertelny cios w szyję.
Do wykrwawionych obrońców wzgórza Martina, którym kończyła się amunicja około godz. 9.30 dotarli komandosi z plutonu por. Stefana Zalewskiego.
W tym czasie poległ rotmistrz Stanisław Wołoszowski udzielając pomocy st. strz. Henrykowi Klajberowi, który w chwilę później również został ugodzony śmiertelnym pociskiem niemieckiego strzelca wyborowego. Śmierć szanowanego i lubianego zastępcy dowódcy Kompanii rtm. Wołoszowskiego, przedwojennego kawalerzysty, który w 1937 roku podczas Wielkich Międzynarodowych Zawodów Konnych w Gdyni zwyciężył pokonując słynnego kapitana Theme z SS, rozwścieczyła pozostałych Polaków.
„Rotmistrz oddał swego Brena i podczołgał się do przodu w miejsce, gdzie leżał ciężko ranny Klajber. Widać było, jak rozcinał mu mundur i wyjmował opatrunek osobisty. Pochylony nad rannym udzielał mu pomocy. Wtem padł strzał. Cichy, pojedynczy, zdawałoby się niewinny po tym całym huraganie ognia, jaki tu był przed chwilą. – Rotmistrz… zabity… – doleciały z wiatrem słabe urywane słowa’’. (M. Zajączkowski „Sztylet komandosa”)
Przybyła właśnie pod domek na Monte Valle Martina drużyna komandosów pod dowództwem pchor. Adama Bachledy rzuciła się z zaciekłością na podwojone w trakcie walki siły niemieckie. W czasie tego starcia upadł jeszcze ugodzony śmiertelnym pociskiem w czoło st. strz. Ferdynand Decker, lecz nic nie mogło już więcej powstrzymać atakujących gwałtownie komandosów chcących pomścić śmierć kolegów. W kolejnym zwarciu wręcz ponownie padło wielu rannych i zabitych. Żołnierze niemieccy nie wytrzymali zaciekłości ataku komandosów i zaczęli pierzchnąć z pola walki pomimo swej ogólnej przewagi liczebnej i ogniowej. Niewielki domek na wzgórzu Martina został ostatecznie odbity z rąk nieprzyjaciela i polscy komandosi opanowali najbliższą okolicę skutecznie powstrzymując kolejną próbę niezdecydowanego kontrataku nieprzyjaciela.
Niemcy po przeorganizowaniu spróbowali jeszcze wyprowadzić jedno przeciwuderzenie z zabudowań położonych na płaskowyżu Valle di Suio, jednak zostali powstrzymani zdecydowanym ogniem zdobywców Monte Valle Martina.
Kwadrans po godzinie dziesiątej Polacy stali się ostatecznie panami zdobytego wzgórza okupując zwycięstwo czterema poległymi i wieloma rannymi. Po stronie przeciwnika naliczono około trzydziestu żołnierzy zabitych w najbliższej okolicy domku pasterskiego.
Na grzbiet górski pod Suio dopiero około godz. 15 do wysuniętych stanowisk kompanii polskich komandosów dotarły pierwsze patrole Brytyjczyków z zadaniem zluzowania Polaków i objęcia zdobytych pozycji. Żołnierze kpt. Smrokowskiego otrzymali jednocześnie rozkaz od brygadiera Lyne do pozostania w najbliższym odwodzie przybyłych żołnierzy brytyjskich. Komandosi przemieścili się pod ogniem artylerii na zachodni stok podłużnego wzgórza w najbliższe sąsiedztwo miasteczka Suio. Przed świtem goniec brygadiera przekazał kolejny rozkaz przemieszczenia się pozostałych żołnierzy kompanii kpt. Smrokowskiego na stok powyżej Masseria Tibaldi celem zabezpieczenia powstałej luki w ugrupowaniu 169. Brygady Piechoty.
Tymczasem, wykorzystując zaangażowanie nieprzyjaciela w toczącej się wokół walce, kpt. Smrokowski wyznaczył podchorążego Stanisława Pałacha wraz z innymi komandosami do skrytego przejścia przez linie przeciwnika celem wykonania działań dywersyjnych w okolicy Castelforte i Coreno Ausenio. Było to pierwotne ogólne zadanie wyznaczone dla całej Samodzielnej Kompanii Commando, jednak wobec zalegnięcia brytyjskiej piechoty po przekroczeniu rzeki Polacy przejęli inicjatywę uderzeniową na rozkaz dowódcy 169. Brygady Piechoty.
Przed godz. 11 w dniu 18 stycznia drużyna dywersyjna wyruszyła w kierunku Castelforte i Coreno Ausenio z zadaniem dezorganizowania newralgicznych punktów dowodzenia i łączności na zapleczu obrony niemieckiej.
Wydzielona drużyna ośmiu komandosów pod dowództwem pchor. Stanisława Pałacha skrycie przekroczyła linie niemieckie i wieczorem dotarła w okolicę Coreno Ausenio, gdzie zlokalizowano punkt dowodzenia i łączności. Wykorzystując ciemności założono ładunki wybuchowe z czasowymi opóźniającymi zapalnikami chemicznymi.
W drodze powrotnej do własnych pozycji pod Suio komandosi przechwycili w zasadzce dokumenty przewożone przez gońca motocyklowego a następnie zniszczyli stanowisko niemieckiego moździerza. Podczas tej akcji, do grona pierwszych trzech polskich komandosów, którzy skutecznie użyli sztyletów Fairborn Sykes (nazywanych przez polskich commandosów „szansik”) dołączyli st. strz. Brauliński i st. strz. Kejzman. W tym czasie dało się słyszeć odległe eksplozje ładunków wybuchowych niszczące obiekt ataku w Coreno Ausenio. Przed dotarciem do własnych linii wzięto jeszcze do niewoli dwóch jeńców i zniszczono kolejny punkt obserwacji artyleryjskiej.
Patrol pchor. Pałacha bez strat dotarł skrycie do pozostałej części kompanii około godz. 10 rano 19 stycznia. Po dwóch godzinach komandosi zostali zluzowani i przeszli do odwodu angielskiej brygady lokując się w folwarku Tibaldi.
21 stycznia wycofano polską kompanię commando na południowy brzeg Garigliano w okolicę Lauro, a następnie po dwóch dniach do odwodu 56. Dyw. Piech. do miejscowości Sant’Agata.
1 Samodzielna Kompania Commando tocząc w styczniu 1944 r. walki pod Suio po raz ostatni działała w pierwotnym składzie przybyłym do Włoch z Wielkiej Brytanii. Polscy komandosi ponieśli w bitwie pod Suio poważne straty. Poległo czterech komandosów, w tym rtm. Stanisław Wołoszowski, z-ca dowódcy Kompanii oraz rannych i kontuzjowanych zostało 23 żołnierzy.
Polscy komandosi w bitwie pod Suio wykazali najwyższe walory wyszkolenia i waleczności przejmując zadanie poprzedzającego oddziału szturmowego. Zdobyto i utrzymano wyznaczone w zmieniającej się sytuacji bitewnej obiekty ataku i jednocześnie dowodzący Samodzielną Kompanią Commando kpt. Władysław Smrokowski w ogólnym zaangażowaniu zorganizował wypad nielicznego pododdziału, który skrycie przedostał się przez linie nieprzyjaciela i skutecznie przeprowadził działania zaczepno – dywersyjne paraliżując ośrodek dowodzenia i łączności sił niemieckich w Coreno Ausenio.
Na skutek ofensywy podjętej przez 10. Korpus Bryt. nad Garigliano nie było możliwe dłuższe utrzymanie dotychczasowej linii obrony przez siły niemieckie i feldmarszałek Kesselring wzmocnił odcinek frontu obsadzany przez 94. Dyw. Piech. dwiema dodatkowymi dywizjami – 90. Dywizją Grenadierów Pancernych skierowaną w rejon Minturno i 29. Dywizją Pancerną pomiędzy Esperia a Castelforte. Tym samym siły XIV Korpusu Pancernego gen. Fridolin von Senger und Etterlin mogły stawić skuteczny opór i kontratakując odzyskać wiele ważnych pozycji na Linii Gustawa w dolnym biegu rzeki Garigliano. 21 stycznia w zdecydowanym ataku odbito m.in. Castelforte.
Nieustające przeciwuderzenia oddziałów niemieckich ostatecznie zatrzymały ofensywę 10. Korp. Brytyjskiego, któremu udało się jednak zdobyć przyczółek na płn. brzegu Garigliano utrzymany przez kolejne cztery miesiące, aż do Operacji Diadem – czwartej bitwy o Rzym.
Powyższy artykuł dedykuję prof. Bogusławowi Polakowi
Krzysztof Piotrowski
Commenti